
Brutalny atak w rejonie Walking Street
26-letni były żołnierz zgłosił na policję brutalne pobicie, do którego doszło w jednym z najbardziej uczęszczanych rejonów Pattayi. Mężczyzna twierdzi, że został zaatakowany przez grupę osób powiązanych z tzw. mafią transportową, działającą w okolicach Walking Street.
Sprawa ponownie wywołała pytania o bezpieczeństwo, wpływy lokalnych grup i realną ochronę prawa w turystycznym sercu miasta, które co roku odwiedzają miliony gości.
„Uderzyli w samochód i zaczęli krzyczeć”
Do zdarzenia doszło w nocy z 23 na 24 grudnia, około godziny 1:30 nad ranem. Poszkodowany, znany mediom jako pan Ek (tożsamość utajniona ze względów bezpieczeństwa), jechał prywatnym samochodem, aby odstawić znajomego w okolice Walking Street.
Jak relacjonuje, na chwilę zatrzymał się przy drodze, gdy nagle do auta podeszła grupa postawnych mężczyzn. Mieli uderzać w karoserię pojazdu i wykrzykiwać obelgi. Zaskoczony sytuacją, pan Ek opuścił szybę, by zapytać, o co chodzi.
Wraca, a tam czeka już około dziesięciu osób
Ze względu na duży ruch w okolicy zdecydował się odjechać kilkadziesiąt metrów dalej, by zaparkować w bezpieczniejszym miejscu i wrócić pieszo. Gdy wrócił na miejsce, zobaczył około dziesięciu mężczyzn stojących w grupie.
Podczas spokojnej rozmowy z jednym z nich, został nagle uderzony od tyłu przez nieznanego sprawcę. Cios był na tyle silny, że mężczyzna upadł na ziemię, doznając obrażeń twarzy i ucha. Jak podkreśla, nie prowokował, nie odpowiadał agresją i nie próbował się bronić.
„Nie zgłaszaj tego, on pracuje dla wpływowej osoby”
Po ataku jeden z mężczyzn miał ostrzec pana Eka, że sprawca jest wynajętym „egzekutorem” pracującym dla wpływowej lokalnej postaci. Padła sugestia, by nie zgłaszać sprawy na policję i „nie robić problemów”.
Chwilę później cała grupa oddaliła się z miejsca zdarzenia.
Policja i nieudana próba „mediacji”
Jeszcze tej samej nocy pan Ek zgłosił sprawę na policję w Pattayi. Przekazał funkcjonariuszom nagrania z monitoringu, które — jak twierdzi — wyraźnie pokazują przebieg zdarzenia.
Według jego relacji policja początkowo próbowała skontaktować się z podejrzanymi w celu mediacji, jednak nie przyniosło to żadnego rezultatu. Dwa dni później przedstawiciele grupy mieli skontaktować się z nim, oferując przeprosiny i nieformalne „załatwienie sprawy”.
Mężczyzna stanowczo odmówił.
Obawy o bezpieczeństwo i kolejne podobne przypadki
Pan Ek przyznaje, że po ataku obawia się o swoje bezpieczeństwo, ale mimo to zdecydował się nagłośnić sprawę. Jak twierdzi, od czasu zdarzenia dowiedział się o wielu podobnych incydentach, w które miały być zamieszane grupy zajmujące się transportem — w tym kierowcy wspólnych taksówek i minibusów działających w rejonie Walking Street.
Niektóre z tych przypadków miały dotyczyć turystów, co dodatkowo podnosi rangę problemu i rodzi pytania o realne bezpieczeństwo odwiedzających Pattayę.
Apel o zdecydowane działania
Poszkodowany zaapelował do władz o rzetelne śledztwo i realne konsekwencje wobec sprawców. Ostrzegł, że tolerowanie przemocy i zastraszania może poważnie zaszkodzić reputacji Pattayi jako bezpiecznego kurortu.
Na ten moment policja nie przekazała informacji o zatrzymaniach ani postawionych zarzutach. Sprawa pozostaje w toku.
Komentarz redakcji:
Ten przypadek pokazuje, jak cienka bywa granica między turystycznym blichtrem a systemowym problemem zastraszania i lokalnych wpływów. Gdy ofiara słyszy, że sprawca „pracuje dla kogoś wpływowego”, a w grę wchodzi „mediacja zamiast odpowiedzialności”, pytania o równość wobec prawa stają się nieuniknione.
Walking Street to wizytówka Pattayi. Jeśli podobne historie będą się powtarzać, ucierpią nie tylko mieszkańcy, ale i cała branża turystyczna.
Pattaya to piękne miasto turystyczne, niestety coraz częściej kojarzone w przestępczością. O innym przypadku pisaliśmy tutaj – Pattaya: Luksusowa willa, nielegalny biznes. 19 cudzoziemców zatrzymanych







