
Telefon, który zmienił zwykły dzień w koszmar
Dla 19-letniego studenta szkoły zawodowej z prowincji Kamphaeng Phet wszystko zaczęło się niewinnie. Jedno połączenie z nieznanego numeru, kilka oficjalnie brzmiących zdań i obietnica, że „to tylko rutynowa procedura”. Jednak bardzo szybko rozmowa zamieniła się w psychologiczną pułapkę, z której chłopak nie potrafił się sam wydostać.
Tym razem oszuści podszyli się pod funkcjonariuszy Department of Special Investigation (DSI). Co więcej, działali metodycznie, spokojnie i z pełną kontrolą nad ofiarą. Ich celem nie była przemoc fizyczna, lecz strach, izolacja i bezwzględne posłuszeństwo.
Lokalizacja z GPS i wyścig z czasem
Na szczęście rodzina studenta szybko zorientowała się, że coś jest nie tak. Gdy kontakt z chłopakiem nagle się urwał, bliscy sprawdzili sygnał GPS w jego telefonie. Lokalizacja wskazała jednoznacznie: ośrodek wypoczynkowy w dystrykcie Mueang.
Natychmiast powiadomili policję. Funkcjonariusze zareagowali bez zwłoki i ruszyli na miejsce. Gdy weszli do pokoju w resorcie, zastali studenta samego, wyraźnie przestraszonego i odciętego od świata.
Chłopak szybko przyznał, że osoby podszywające się pod urzędników DSI nakazały mu zamknąć się w pokoju, nie wychodzić i nie kontaktować się z nikim, grożąc poważnymi konsekwencjami.
Druga ofiara z tej samej szkoły
Tymczasem policja odkryła, że to nie był odosobniony przypadek. Zaledwie kilka godzin wcześniej inny student z tej samej szkoły padł ofiarą niemal identycznego schematu.
Tamten młody mężczyzna uwierzył oszustom i przelał 7 384 bahty — pieniądze pochodziły zarówno z pożyczki studenckiej, jak i z dorywczych prac. Dopiero po fakcie zorientował się, że został oszukany, i zgłosił sprawę na policję.
To zestawienie wyraźnie pokazało, że przestępcy celowo obrali za cel jedną placówkę edukacyjną, licząc na brak doświadczenia i łatwą podatność młodych ludzi na presję.
„Rainbow” i scenariusz strachu
Po uratowaniu studenta policja przewiozła obu poszkodowanych na komisariat w Mueang Kamphaeng Phet, gdzie złożyli oficjalne zeznania. Jeden z nich, przedstawiony jako Rainbow, dokładnie opisał przebieg oszustwa.
Około 16:30 odebrał telefon z nieznanego numeru. Rozmówca polecił mu natychmiast dodać konto na LINE, rzekomo należące do DSI. Następnie zaznaczył, że dalsza rozmowa musi odbywać się „w całkowitej tajemnicy”.
Co istotne, oszuści przekonali go, by zarezerwował pokój w resorcie i wysłał potwierdzenie płatności, zapewniając, że koszty zostaną później zwrócone przez państwo. Jednocześnie zakazali mu wychodzenia z pokoju, otwierania drzwi i kontaktowania się z kimkolwiek.
Wymyślona sprawa i realny strach
Następnie rozmówcy przeszli do sedna. Oskarżyli Rainbow o rzeki związek z kontem-słupem o wartości 50 000 bahtów, sugerując, że sprawa trafi do sądu, jeśli nie będzie współpracował.
Pod presją kazali mu zalogować się do aplikacji bankowych, a następnie przygotować przelew 25 000 bahtów na konto, które miało należeć do „funkcjonariuszy DSI”.
W tym momencie strach był już pełny. Jednak właśnie wtedy zadziałał GPS, rodzina i szybka reakcja policji. Pieniądze nie zdążyły zniknąć z konta.
Policja: „Tak nie działają urzędy”
Po zdarzeniu funkcjonariusze jednoznacznie podkreślili, że żadna agencja rządowa w Tajlandii nigdy nie żąda przelewów bankowych, weryfikacji kont ani izolowania obywateli w hotelach czy resortach.
Policja apeluje, aby:
– natychmiast rozłączać się przy takich połączeniach,
– nie dodawać nieznanych kont na LINE,
– samodzielnie weryfikować informacje, kontaktując się z oficjalnymi numerami instytucji.
Komentarz redakcji:
Ten przypadek pokazuje, że nowoczesne oszustwa nie wymagają broni ani przemocy. Wystarczy telefon, logo urzędu i dobrze napisany scenariusz.
Oszuści nie kradną pieniędzy siłą — kradną spokój, logiczne myślenie i poczucie bezpieczeństwa. A młodzi ludzie, którzy nie mieli wcześniej styczności z realnymi procedurami prawnymi, stają się dla nich idealnym celem.
Tym razem udało się w porę. Następnym razem ktoś może nie mieć tyle szczęścia.








